Obudził się w ostatniej chwili zastanawiając czemu
akurat dziś nie wstał tak jak zawsze. Szybko wykonał poranną toaletę i udał się
na umówione miejsce. Na szczęście udało mu się być pierwszy, czekał więc na
Hermionę zastanawiając się jak zacząć rozmowę. Czy od razu wyłożyć wszystkie
karty na stół? Zaczął stwierdzać, że to spotkanie będzie jednak bezsensowne,
ale skoro już się umówił na nie, to musi się odbyć. Trudno, będzie
improwizował, chociaż nienawidził tego robić. Nawet nie zauważył kiedy przyszła,
siedząc na parapecie i zatapiając wzrok w dali. Granger przystanęła z boku
przyglądając się zamyślonej postaci. Wyglądał tak niewinnie, jakby lekko
zaspany, z rozczochranymi włosami i nieobecnym wzrokiem. Po chwili milczenia
postanowiła zwrócić uwagę na swoją obecność.
-Cześć, chciałeś się ze mną
widzieć.- słysząc te słowa ocknął się z zamyślenia, jednak nie dał po sobie
poznać, że prefekt naczelna Gryffindoru go wystraszyła.
-W końcu jesteś. Chcę pogadać.
-O czym?
-Zupełnie przez przypadek
usłyszałem twoją wczorajszą rozmowę z Invidusem.- Hermiona otworzyła oczy ze
zdziwienia, lecz nic nie odpowiedziała.- Chodziła mi po głowie cały wieczór, aż
w końcu wpadłem na ciekawą myśl.
-Gratuluję. Chociaż coś wyszło
z podsłuchiwania?- panna Granger nie ukrywała zirytowania. Dlaczego akurat on musiał to słyszeć? myślała.
-Nie ironizuj. Powinnaś się
cieszyć, mogę ci pomóc.
-Niby w czym? Zupełnie nie
potrzebuję twojej łaski, sama sobie poradzę!- Draco słysząc jej podniesiony
głos postanowił zmienić taktykę.
-Jak wiesz mój ojciec jest w
Azkabanie. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal ma wielu znajomych na
wolności. Początkowo myślał, że uda mu się namówić mnie, bym załatwił kilka
spraw, jak to ujął. Domyślasz się raczej, że nie były one ciekawe. Kiedy odmówiłem
zaczął mi grozić, pozostałem nieugięty, następnie zginęła moja matka. Dalej był
mój proces, ale tę historię znasz. Zapewne interesuje Cię jaki to ma związek z
Invidusem?- poczekał chwilę, jakby chciał sprawdzić jej reakcję. Zauważył w jej
oczach ciekawość, kontynuował więc- Od początku miałem wrażenie, że go znam,
albo że kogoś mi przypomina... Sam nie byłem pewien. Gdy usłyszałem Twoją
rozmowę z nim przypomniałem sobie o dawnym koledze mojego ojca, "wujku
Carlu", jak zwykłem do niego mówić, gdy byłem mały. Ostatni raz widziałem
go jak miałem jakieś 6 lat, więc nie potrafię sobie dokładnie przypomnieć jak
wyglądał, pamiętam tylko że był bardzo wysoki. Ale jest jedno, czego nie
zapomniałem- dźwięk słowa szlama z
jego ust...
-Czyli się nie przesłyszałam- szepnęła.-
Naprawdę tak powiedział? Myślisz, że to kolega Twojego ojca?
-Po tym co usłyszałem, jestem
prawie pewien. Nie wiem kim był i dlaczego spotykał się z moim ojcem, na pewno
nie opowiedział się po stronie Voldemorta, gdy ten powrócił, poza tym, jak mówiłem,
wtedy już nigdy go nie widziałem. Ale wiem, że nienawidził mugoli, a tym
bardziej czarodziei pochodzących z rodzin niemagicznych i gdy spotykał się z
ojcem często wypowiadał to jedno słowo... Musiałbym pojechać do domu i
przeszukać gabinet ojca, może tam znalazłbym jakiś ślad.
-Chcesz pojechać do Malfoy
Manor?
-Nie mam innego wyboru. Ty mi
pomogłaś, teraz moja kolej.
-Nie zrobiłam tego dla
jakichkolwiek korzyści, nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań.
-Tak, wiem... Po prostu chcę
się odwdzięczyć, czy to coś złego?- po raz pierwszy podczas tej rozmowy
spojrzał jej w oczy.
-Nie, to w sumie miłe...-
Hermiona odwróciła wzrok.- Dziękuję.
-Póki co nie masz za co.
Postaram się jak najszybciej dostać do domu ojca, dam ci znać jeśli coś znajdę.
-Może pójść tam z Tobą? To
raczej nie będzie miła wizyta.
-Nie, dam radę- nie potrafił
przyznać się, iż jest inaczej niż powiedział. Hermiona jednak zauważyła w jego
oczach prawdę i szybko podjęła decyzję.
-Idę. Nie ma dyskusji. Powiedz tylko kiedy.
Draco słysząc pewność w jej
głosie dodał tylko, że w ten weekend.- Dam znać w piątek. Teraz muszę iść po
książki.
-Jasne, czekam na wiadomość.-
widząc, że chłopak wstaje i chce odejść złapała go delikatnie za ramię i
zmusiła żeby spojrzał w jej oczy- Jeszcze raz dziękuję. Za to że powiedziałeś
mi wszystko i za chęć pomocy.
-Przestań. Jeszcze nic nie
zrobiłem, a na pewno nie tyle co Ty dla mnie.- uśmiechnął się łagodnie i
odszedł.
Znowu ją zadziwił. Widziała
jego uśmiech drugi raz w życiu, ale nie mogła o nim zapomnieć. Pierwszy raz,
tuż po procesie. Jaki był wtedy
szczęśliwy! pomyślała, jakby wygrał
właśnie los na loterii... Ten wyraz twarzy, u niego tak
niespodziewany, wręcz dziwny, sprawił, że już do końca dnia nie mogła myśleć o
niczym innym.
________________
Wielki come back...
Przepraszam za to drobne spóźnienie... Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie dodać, że w czasie kiedy nie pisałam kolejnych rozdziałów tego opowiadania, pisałam inne rozdziały, dzięki czemu dzisiaj możecie mnie nazywać licencjatem sztuki. Potem trochę odpoczywałam i tak to wyszło...
Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta ;)
Buziaki, Rose :*